Skip to content

Dharma i Karma I

Ming Zhen Shakya

Ming Zhen Shakya (Author)

Fa Yin (Translator)

Żadne inne słowa z leksykalnego magazynu buddyzmu nie grzmią równie donośnie co Dharma i Karma. Militarne skojarzenia nie nasuwają się przy tym przypadkowo: my, buddyści, jesteśmy zewsząd atakowani przez legiony sprzecznych definicji, które zmuszają nas do angażowania się w bezsensowne spory o dharmę oraz problematyczną karmiczną grę akcji i reakcji. W obliczu braku spójności znaczeniowej na modłę kodeksów prawnych, nawet najbardziej niepozorne analizy sutr mogą obrócić się w słowną agresję. Religia tak pokojowa jak buddyzm zasługuje chyba na lepszy los.

Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy ma własne definicje większości terminów, i że kiedy zbierze je do kupy, zwykle wystarczają mu one na wytłumaczenie wielu podstawowych faktów. Nie chodzi mi jednak o niedostatek informacji. Problem polega raczej na tym, że zestawy definicji, którymi posługują się różne osoby rzadko się ze sobą pokrywają.

Oczywiście, że zawsze zaczynamy od własnego rozumienia terminów – co znaczy, że kiedy zabieramy się do formułowania jakichś konkretnych definicji, robimy to nie oglądając się na ogólne przyzwolenie. Jeżeli nawet nie osiągamy przy tym pełnej zgodności, to przynajmniej udaje nam się ustalić reguły gry.

Dharma jest wielowymiarowym wyrazem. Może być pisana wielką i małą literą, występować w liczbie pojedynczej i mnogiej, oraz być częścią zbitek słownych. Dla celów niniejszej rozprawy ograniczymy się do następujących definicji: Dharmakaja jako kosmiczne ciało Buddy; Dharma jako umysł Buddy; dharmy jako procesy fizjologiczne bądź zdarzenia; Dharma jako buddyjskie prawo; dharma jako obowiązek przestrzegania buddyjskiego prawa przez odczuwające istoty; oraz dharma jako „rzeczywistość” lub naturalne cechy wszelkich pozbawionych inteligencji gatunków.

Opis bóstwa nie przebiega w ten sam sposób, w jaki przypisujemy cechy zwykłym stworzeniom czy rzeczom. W buddyzmie Zen, przynajmniej w naszym ujęciu, rozpoczynamy od boskiego ciała Buddy w jego totalności, które nazywamy Svabhavikakaja. To ciało totalne jest później dzielone na trzy inne ciała – kaje – w zależności od sposobu bądź też stopnia duchowego rozwoju, na którym się je spotyka: Nirmanakaja, Sambhogakaja oraz Dharmakaja.

Nirmanakaja przejawia się jako zachwycające wizje w pierwszej i drugiej osobie, „ja” i „Ty” – „ja” będące samym medytującym jako obserwatorem, natomiast „Ty” będące symbolem napotkanego bóstwa (osobą, zwierzęciem bądź przedmiotem nieożywionym). W Zen tymi boskim postaciami mogą być buddowie, bodhisattwowie, lub też ich wysłannicy nazywani buddami medytacyjnymi, którzy w terminach jungowskich są tożsami z przejawami archetypicznej jaźni. Wizje Nirmanakai nie są ograniczone do form antropomorficznych – wiele pełnych znaczenia wizji zawiera postaci świętych zwierząt, takich jak koliber, orzeł, wąż, byk, niedźwiedź, tygrys, koń czy nawet pies. Dodatkowo także Ci, którzy faktycznie mieli do czynienia z historycznym Siddhartą jako Tathagatą (istotą ludzką, której osobowość została całkowicie przemieniona, i która z tego powodu przejawia się jedynie jako Natura Buddy), mieli przez sam ten fakt udział w doświadczeniu Nirmanakai.

Sambhogakaja jest najbardziej ezoterycznym ciałem Buddy – ciałem radości – doświadczeniem najwyższej medytacyjnej, androgynicznej ekstazy, która dana jest nam za pośrednictwem Wielkiego transseksualnego Dzieła Alchemicznego – zjednoczenia przeciwieństw, inaczej boskich zaślubin, owocujących nieśmiertelnym płodem/boskim dziecięciem lub inaczej – lapisem/perłą. W tym ekstatycznym stanie medytujący wkracza do niebios Tuszita, domostwa przeróżnych buddów i bodhisattwów – co w przełożeniu oznacza wiele lat praktyk duchowych. Wiele buddyjskich kompleksów klasztornych posiada specjalnie wydzielone pomieszczenia dla adeptów, którzy osiągnęli ten etap boskiego zjednoczenia. Każdy spośród owych szczęśliwców może przebywać w takim odosobnieniu przez okres trzech lat. Przynoszone są mu posiłki, a on dzięki temu może je spożywać nie będąc w żaden sposób rozpraszany przez intruzów. W nocy natomiast, kiedy na zewnątrz jest już spokojnie, może on wyjść ze swojego pokoju, żeby posiedzieć pod gwiazdami i pogawędzić z innymi, którzy przechodzą przez podobne doświadczenie. Chcę wyraźnie podkreślić, że ta transseksualna/androgyniczna tożsamość dochodzi do głosu tylko podczas przebywania w sferze Sambhogi i w żaden sposób nie znaczy, że medytujący stał się homo-, czy też biseksualny w codziennym życiu. (W rzeczywistości nie prowadzi on w ogóle żadnego normalnego życia seksualnego.) Ten egzaltowany stan znajduje potwierdzenie w miłości, którą Rumi żywił do Szamsa, a także w fakcie, że wielu świętych mężów stawało się wybrankami Chrystusa, itp. Szczegóły tego doświadczenia wykraczają jednak poza ramy niniejszej analizy.

Dharmakaja: na początku nadmienię że jest to jeden z tych tematów, które są szczególnie upodobane przez amatorów filozoficznej dyskusji. Tak, wiem – ja także do nich należę. Kilka tygodni temu, w telefonicznej rozmowie z Chuan Zhi, webmasterem Nan Hua, wypłynął temat Dharmakai. Praktykujący Zen łatwo dają się wciągnąć w dziwne dyskusje – stąd fakt, że on i ja, siedząc po przeciwnych stronach półkuli, rozmawialiśmy o Dharmakai, nie jest, jak mi się wydaje, aż tak dziwny. Tak jak mówiłam – jest to gorący temat „Widzisz”, paplałam, „co dziś jest żołędziem, jutro jest już dębem, a pojutrze korkiem do wina”. „Tak,”, Chuan Zhi łagodnie potwierdził. „Zatem”, kontynuowałam, śmiało zmierzając do celu, do którego, jak mi się wydawało, żaden śmiertelnik jeszcze dotąd nie dotarł, „jeżeli weźmie się sumę materii i energii wszechświata, wszystkie te dharmiczne zdarzenia i interakcje, otrzymuje się tę ciągle zmieniającą się masę materiału. Co dzisiaj jest molekułą, jutro jest kilkoma atomami, a pojutrze garstką protonów i neutronów.” „Tak”, Chuan Zhi łagodnie potwierdził, „…i elektronów”. „Tak, tak”, powiedziałam przechodząc na prędkość kosmiczną, „Iluzja – Maja! – polega właśnie na postrzeganiu czegokolwiek jako stałego i nieuwarunkowanego. To, co arbitralnie, dzięki samemu jedynie doświadczeniu zmysłowemu, uznajemy za trwałą ‘rzecz’, posiada ‘rzeczowość’ tylko w przelotnym, zmysłowym sensie. „Tak”, Chuan Zhi łagodnie potwierdził, „.. i kwarków… i leptonów.” Musiała minąć chwila, zanim zorientowałam się, że rozmawiam przecież z kimś, kto ukończył fizykę na uniwersytecie. ”Bystrzak”, podsumowałam, próbując wydostać się z dołka, który pod sobą wykopałam.

Potem przeszliśmy do innych tematów, odnośnie których mogłam już wypowiadać się jako autorytet – jeśli nawet nie jako znawcy, to przynajmniej entuzjasty.

Pozwólcie jednak, że porzucę ten wątek, żeby zastanowić się nad intuicyjną mądrością jednego spośród wielkich hinduskich mędrców. Czy Siddharta przewidział rozwój fizyki jądrowej? Odpowiedź twierdząca na to pytanie byłaby niedorzecznością. H.G.Wells przykładowo wątpił czy Budda w ogóle potrafił pisać. Świat Buddy nie był światem skomplikowanych technologii. Trudno jest wyobrazić sobie, że on, Śiariputra i Ananda, mimo iż zasadniczo bardzo bystrzy, kiedykolwiek zabawiali się mechaniką kwantową. Budda jednak był świadomy faktu, że, jak to także zaobserwował współczesny mu Heraklit, „wszystko płynie”. Co więcej – właśnie stwierdzenie ciągłej zmiany uczyniło Buddę sławnym. Widział on bowiem, że zdrowi zapadają na choroby, młodzi starzeją się, a żyjący umierają.

Doświadczenie Dharmakai jako takiej jest tożsame z wkroczeniem w bezosobową Pustkę, duchowy obszar, do którego prawo wstępu mają wyłącznie Ci, którzy już przeszli przez obszar pełni, tj. Nirmanakai oraz Sabhogakai.

Jedynym wyjątkiem jest nieuchwytne i fragmentaryczne doświadczeni Satori, które jest jakby przedsmakiem Pustki, w tym sensie, że gdy się pojawia, to człowiek przez krótką chwilę postrzega świat oczami i uszami swojej Natury Buddy. Przeciwnie do obiegowej wiary, Satori wcale nie jest naszym ‘codziennym’ umysłem – oczywiście za wyjątkiem sytuacji, kiedy ten codzienny umysł należy do kogoś, kogo słusznie można by nazwać Tathagatą.

Starożytni uwielbiali posługiwać się pojęciami mikro-/makrokosmosu do opisu Wielkiego Dzieła Alchemicznego. Ta opozycja przewija się w większości dawnej literatury ezoterycznej. „Jako i w niebie, tako i w pojedynczym człowieku.” Trzymając się tych pojęć, można porównać wielką Dharmakaję do ciała ludzkiego w całości. Jako, że sama Dharmakaja składa się z atomów itp., tak i ludzkie ciało składa się z komórek itp. Szczególnej uwagi wymagają komórki, które składają się na różne organy zmysłowe. Te „skandy’ czy inaczej – złożenia – to oczy, uszy, język etc., których rola polega na przekazywaniu danych do naszych mózgów, które z kolei także są elementami sieci skand – tak samo jak i świadomość ego. To są właśnie dharmy egzystencjalne czy fizjologiczne. Ponieważ składowe Dharmakai są w ciągłym przepływie – przybierając coraz to nowe kształty – przeto i dane przekazywane przez dharmy łączą się w niekończący się ciąg uwarunkowanej informacji, który sam także ciągle się przeobraża, podporządkowując się zwykle dyrektywom dochodzącym z ego. Mimo, iż samo ego zbudowane jest na obraz kosmicznego Boga, tj. jako czynnik porządkujący chaotyczne bodźce docierające z zewnątrz, jest ono jedynie jednym spośród wielu dharmicznych zdarzeń. W rzeczy samej jest ono ułudą, tak jak żołądź, dąb i korek do wina są jedynie chwilowymi stop-klatkami nieustającego procesu starzenia. Ponieważ w nieskończonym samsarycznym czasie nie można dokładnie uchwycić momentów, w których jedne formy przechodzą w drugie, nie istnieją zatem stałe czy nieuwarunkowane wydarzenia psychiczne. Nie da się usunąć choćby jednego splotu z karmicznej sieci, nie powodując tym samym zmiany całej sieci. Wszystkie postrzegalne istoty i wydarzenia składają się na Samsarę, czyli Maję – świat ułudy. Sutra Serca, sumiennie recytowana codziennie przez miliony buddystów, wyraźnie stwierdza, że „wszystkie dharmy mają naturę pustki”. W dalszych fragmentach zapewnia się nas, że dharmy nie pojawiają się ani nie znikają, nie są skażone ani czyste, nie zwiększają się ani nie zmniejszają. Trzeba przyznać, że jasność nie jest mocną stroną tych zapewnień; a wielu spośród je recytujących zapewne zastanawia się co tak naprawdę znaczą słowa, które recytują. Pomocne może być zrozumienie, że tym, co czyni dharmy pustymi, jest nieobecność substancjalnego „Ja”. Ego jest zasadniczo nieistniejące, tak, jak i nieistniejące są wydarzenia, które to ego postrzega.

Wkroczenie zatem do Dharmakai i ujrzenie czystości i nieruchomości – cichej muzyki sfer – jest tożsame z doświadczeniem Nirwany, Ostatecznej Natury Pustki, Siunjaty. Na tym polega zjednoczenie natury Buddy pojedynczego człowieka z uniwersalną Naturą Buddy, inaczej Dharmą, gdyż jako że Dharmakaja jest uniwersalnym Ciałem Buddy, tak uniwersalnym Umysłem Buddy jest Dharma.

Buddyzm jest religią. W całej tej układance jest miejsce na Boga. Istnieje Jeden wielki kosmiczny zarządca, Jeden Byt Absolutny, Jedna Ostateczna Rzeczywistość. Ten Byt Absolutny zamieszkuje we wszystkich odczuwających istotach. Jest on naszą Naturą Buddy, czy też Umysłem Buddy. Sprawy zaczynają się komplikować kiedy temu Umysłowi Buddy przypisujemy inteligencję oraz jakości.

Oczywistym wydaje się fakt, że w momencie gdy ten sam Umysł jest w każdym z nas, to ten sam Umysł nie może kierować się jakimiś preferencjami. Jest on zatem taki, jaki musi być: „nieosobisty” i całkowicie niezaangażowany. Umysł Buddy jest biernym obserwatorem. Możemy zaczerpnąć nieco z jego mocy, ale nie angażuje się on celowo w nasze życie. Nie mści się on na naszych wrogach (w których, o dziwo, także mieszka), i nie jest jakoś wybiórczo łaskawy w obdarzaniu nas ziemskimi faworami. W buddyzmie światem Prawdziwym jest Nirwana. Umysł Buddy egzystuje w prawdziwym świecie i jako taki jest trwały, nieuwarunkowany, a zatem wieczny, tj. poza czasem. Gdzie nie istnieje czas, tam nie może być także mowy o przestrzeni. Ponieważ Umysł buddy „stacjonuje” w każdym z nas, nie musimy udawać się w podróże międzygalaktyczne, żeby spotkać Dharmę. Jedyne co musimy zrobić, to zwrócić się do wewnątrz, gdzie możemy spotkać Umysł Buddy w medytacji czy w samadhi. Nie trzeba donikąd się wybierać. Mówi się zatem, że Samsara i Nirwana egzystują w tym samym miejscu – z tym tylko, że Samsara jest światem widzianym oczami ego, natomiast Nirwana jest światem widzianym oczami Natury Buddy. Doświadczenie Dharmakai polega zatem na wkroczeniu w wymiar bez ego – wymiar, który jest poza dobrem i złem, słusznym i niesłusznym, oraz innymi osądami tego rodzaju. Nie istnieją żadne baśnie, które by o nim mówiły. Jest on poza historią, która z kolei jest terytorium Samsary – świata ułudy.

W buddyzmie Zen mówi się także o współzależnych, uzupełniających się jakościach Yin i Yang. Całość materii i energii to element Yin. To materialne, fizyczne ciało nie działa jednak bez ograniczeń. Jego struktura i dynamika kierują się prawami fizyki, które to prawa z kolei tworzą element Yang. Yin/Yang. Shakti/Shiva. Eros/Logos. Moc i Prawo, któremu Moc podlega.

W tym przypadku ‘Dharma’ będzie oznaczać normy etycznego postępowania (zasady i prawa), które Umysł Buddy narzuca wszystkim odczuwającym istotom; ‘dharmą’ natomiast określimy obowiązek podporządkowania się tym zasadom i prawom; bądź, jak w przypadku istot nieinteligentnych – posłuszeństwo naturze lub typowe zachowanie.

Nie wolno nam działać w sposób niepohamowany, pobłażając sobie w czym tylko zapragniemy, i załatwiając sprawę poprzez przypisanie później całej winy naszej arcyludzkiej naturze. Wiadomo, że istoty ludzkie są zdolne zarówno do wielkich cnót, jak i do wcale niemałych wad. W momencie jednak, gdy taka istota ludzka zdarza się być buddystą, ma ona obowiązek dostosowania swojego zachowania do Buddyjskich Wskazań.

Istnieje taka stara przypowieść o skorpionie i świętym który objaśniał Dharmę: święty siedzi na brzegu rzeki, do której wpadł skorpion. Skorpion miota się w wodzie, zaczyna tonąć, a święty, widząc jego agonię, wyciąga go z wody i stawia na ziemi; w tym momencie skorpion go kąsa.

Po czym skorpion znów wpada do wody, i znów święty go ratuje i zostaje przez niego ukąszony.

Sytuacja powtarza się po raz kolejny…a koleś stojący nieopodal nie wierzy własnym oczom. Nie może zrozumieć dlaczego święty bierze udział w takiej przewidywalnej, paskudnej grze. W pewnym momencie żąda wyjaśnień.

„No więc”, zaczyna święty, „To jest kwestia dharmy. Dharmą skorpiona jest kąsać , natomiast dharmą ludzkiej istoty jest pomagać potrzebującym.”

Tak, jak materialne ciało Buddy kieruje się prawami fizyki, tak duchowe ciało moralnego człowieka kieruje się prawdami i prawami zawartymi w tejże Dharmie i objawionymi przez Buddę Siakjamuniego – w Dharmie buddyjskiej. Zyskanie takiego wyczucia dharmy rzadko kiedy jednak przychodzi samo z siebie. Potrzeba nieraz sporo wysiłku, jednak Bóg jest miłosierny i spotyka nas wpół drogi. Dla zobrazowania tego problemu i jego rozwiązania, Budda dał nam przypowieść o kupcu i jego krnąbrnym synu:

W niewielkim mieście niedaleko Benaresu żył sobie kupiec ze swoim synem, którego bardzo kochał. Jako, że biznes dobrze prosperował, kupiec nie mógł doczekać się dnia, kiedy mógłby go przekazać synowi. Chłopiec jednak stawał się coraz bardziej niespokojny, zbuntowany i niezadowolony z życia. „Nudzę się i pragnę podniet oraz przygód,”, oznajmił, jak i wielu z nas zapewne kiedyś oznajmiało, „opuszczam zatem dom, żeby szukać szczęścia.” Opuścił zatem swojego ojca i poszedł w świat, gdzie wkrótce popadł w tarapaty. Tak długo napadali go złodzieje i inni rzezimieszkowie, aż on sam stał się taki jak oni. Z biegiem czasu został włóczęgą, szukającym pokoju wszędzie, a nie mogącym znaleźć go nigdzie.

Ojciec ciągle się za niego modlił i wypatrywał jego twarzy wśród tłumów. Smutek kupca wzrastał z dnia na dzień, majątek również. Kupił piękny dom w Benaresie, mając przy tym nadzieję, że jego sława przywiedzie chłopca z powrotem. Lata jednak mijały i kupiec postarzał się z rozpaczy, że nigdy już nie zobaczy swojego ukochanego syna. A wtedy, pewnego dnia, kiedy spoglądał przez okno, ujrzał jego twarz. „Czy to naprawdę mój chłopak”, zastanawiał się, wątpiąc czy po tylu latach oczy go nie mylą. Natychmiast wysłał służących, żeby wypytali chłopaka. „Zapytajcie go o imię i o to, gdzie się urodził”, powiedział. „A jeżeli także wam wyda się, że to mój syn, zaproście go do domu a wtedy ja z nim porozmawiam. Czekałem na niego całą wieczność.” Służący zbliżyli się do chłopca, lecz kiedy poznali jego tożsamość i zaprosili go do domu, chłopak zrobił się nerwowy i podejrzliwy. „Czy drwicie z mojego ubóstwa?, zapytał. ”Lub czy może raczej chcecie mnie zwabić w jakąś zasadzkę?”. Wtedy chłopak odwróci się na pięcie i zaczął uciekać. Gdy służący wrócili i powiedzieli panu co się stało, on nakazał im pobiec za chłopakiem i potraktować go jak obcego. „Powiedzcie mu, że źle was zrozumiał – przecież chcieliście mu tylko zaproponować pracę w stajni”, rzekł kupiec. To wydało się chłopcu bardziej sensowne i tym razem się zgodził. Kupiec bacznie przyglądał się postępom czynionym przez syna, codziennie dając mu nieco więcej obowiązków, a gdy syn nabrał już pewności siebie, został mianowany zarządcą stajni. Wtedy ojciec przekazał mu także nadzór nad trawnikami i ogrodami, a kiedy syn i tego już się wyuczył, ojciec uczynił go zarządcą całego domu.

Kiedy syn odzyskał już w pełni szacunek do samego siebie oraz stał się prawy i opanował wiele umiejętności, ojciec w końcu wyjawił mu jego prawdziwą tożsamość i przekazał mu cały swój majątek.

W trakcie naszego życia, zarówno my grzeszymy przeciwko innym, jak i inni grzeszą przeciw nam. Ciągle wydaje się, że a to jesteśmy małą rybką, na którą poluje wielka ryba, a to, że z kolei my jesteśmy wielką rybą polującą na małe rybki. Wcześniej czy później męczymy się jednak całą tą walką i okropieństwem tego polowania. Pragniemy pokoju i wtedy właśnie spotykamy tę bezpieczną przystań podaną nam w schronieniu Buddy.

Wtedy też zaczynamy zwracać się do wewnątrz.

Żadne omówienie Dharmy nie byłoby pełne bez odniesienia do Mahabharaty (z której wywodzi się Bhagavad Gita). W następującym akapicie przytoczona jest swoista wersja przypowieści o kupcu:

Bóg Dharma ma syna, Judhiszthirę – prawowitego władcę królestwa, które przegrał w hazardzie, a później odzyskał w straszliwiej bitwie, w której jednakże stracił wszystko, co kiedykolwiek kochał. Judhiszthira, opuszczony i przybity, błąka się po opustoszałych ruinach, przyglądając się ogromowi zniszczeń. Widząc to, Dharma przybiera postać psa i zostaje jedynym towarzyszem Judhiszthiry, chodząc przy jego nodze i dzieląc jego los bez osądzania i skarg.

Po wszystkich zmaganiach, wszystkich popełnionych błędach, wszystkich trudach i cierpieniach, które zmuszony był przeżyć, Judhiszthira otrzymuje w końcu możliwość wejścia do Nieba. Bóg Indra zniża się na swoim rydwanie i zaprasza Judhiszthirę do środka. Weźmie go ze sobą do nieba…tylko, że…nie może wziąć też psa.

Judhiszthira odmawia wejścia do rydwanu, jednocześnie błagając Indrę, „Proszę, mój Panie. Ten pies był mi jedynym wiernym towarzyszem. Musi pojechać razem ze mną.” „Nie,” mówi Indra. Nie wchodzi się do Nieba z psami. Pies jest nieczysty. Pies nie ma duszy!”

Judhiszthira protestuje. „Ten pies jest mi wierny i całkowicie zdany na moją łaskę. Jeśli go tu zostawię, to zdechnie. Ale Indra się nie ugina. „W Niebie nie ma miejsca dla psów. Psy są nieczyste. Nie weźmiemy go!”

„No cóż, skoro tak musi być”, odpiera Juddhiszthira. „Nie opuszczę tego psa.”. Na co Indra grzmi. „Nie rozumiesz? Zyskałeś dostęp do Nieba! Nieśmiertelność, wszelka pomyślność i szczęście są Twoje! Zostaw tylko to zwierzę i jedź ze mną! Zostawienie go tutaj nie będzie okrucieństwem. Mogę go zaraz uśpić, bezboleśnie.” I wykonując tajemniczy gest mówi kusząco, „Nikt się nie dowie.”

Judiszthira rozgląda się wokół. „Czy nadal jesteśmy w moi królestwie?” pyta. Indra potwierdza. Wtedy Judhiszthira mówi, „Zatem to ja muszę zdecydować co począć. Nie odprawię tego psa. Odprawię natomiast Ciebie.” Odwraca się na pięcie i ponawia swoja smutną włóczęgę, kiedy nagle jego mały pies znika a na jego miejscu pojawia się bóg Dharma… który jest naturalnie bardzo dumny ze swojego syna. Judhiszthira natychmiast zostaje przyjęty do nieba. Dharmą króla jest dbałość o królestwo, ochrona wszystkich, którzy żyją pod jego panowaniem, niezależnie od tego czy są wielcy czy mali. Król nie poświęca swoich poddanych swoim zachciankom. Poświęca swoje zachcianki swoim poddanym.

Każda ścieżka ma swoją Dharmę, swoje święte powinności, swój Kodeks Etyki, swoje Wu Szi Dao (Buszido), swoją przysięgę Hipokratesa. Dharmą buddysty jest żyć w zgodzie ze Wskazaniami i naśladować Przebudzonego, który pierwszy objawił te Wskazania.

Przy odrobinie szczęścia, może i nam uda się wkroczyć do sfery Dharmakai.

Print Friendly, PDF & Email